piątek, 28 grudnia 2012

Boze Narodzenie w Irlandii




Swieta, swiate i po swietach...
 Czasami tesknie za swiateczna atomsfera jaka pamietam z dziecinstwa.Teraz pracuje na przyszle wspomniena wlasnych dzieci. W moim rodzinnym domu 24 byla wieczerza wigilijna , na niej 12+- potraw, prezenty pod choinka, ktore otwieralo sie tuz po wieczerzy a o polnocy pasterka, ktora przesypialam w kosciele, widocznie chory anielskie dzialaly jak kolysanka:). Kolejne dni, to rodzinne odwiedzanie sie na wzajem. Z przygotowan do swiat pamietam zapach fornitu do czyszczenia mebli polaczony z zapachem pomaranczy, ktore w tamtych czasach mozna bylo kupic jedynie w okolicy swiat. Pamietam jeszcze poranne roraty na ktore chodzilam z lampionem robionym przez mojego ojca. Skrzypiacy snieg pod butami, ciemnosc w okolo i tylko ten zapalony lampion....niestet ta wizja jest mocno naciagana, bo mieszkalam w centrum miasta zatem wszystko bylo oswietlone latarniami ulicznymi, ale ze to moje wspomnienia, to moge pamietac calkowicie tak jak mi sie podoba:) No i oczywiscie choinka ubierana tuz  przed wigilia. To tyle z mojej pamieci, a jak jest w Irlandii?
   Tutaj swieta maja rowniez bardzo religijny a zarazem rodzinny wymiar. Juz w koncowce listopada zaczynaja sie wielkie przygotowania. Obejmuja one wysylanie badz rozdawanie kartek swiatecznych, zdobienie witryn sklepowych, dzieci odliczaja dni za pomoca kalendarza adwentowego, ludzie zaczynaja przyozdabiac swoje domostwa girlandami, swiecami, galazkami, nad drzwiami wieszaja jemiole. Tuz przed swietami przygotowuje sie ciasta, pudingi, piecze sie mieso, ale nie ma dan zwiazanych tylko z tym swietem. Na miescie mozna spotkac ludzi spiewajacych pastoralki i zbierajacych rozne datki na cele dobroczynne. Nie ma tutaj wieczerzy wigilijnej takiej jak w tradycji polskiej. Po zapadnieciu zmorku zapala sie w oknie swiece wigilijna a zapala ja najmlodszy w domu. Swieca ta ma wskazywac droge swietej rodzinie i gasi sie ja dopiero przed pierwsza msza. Dla tych, ktorzy w minionym roku umarli zapala sie specjalne swiece. Drzwi w swieta pozostawia sie otwarte dla niespodziewanych gosci  a przy stole zostawia sie dodatkowe nakrycie( i znow cos nas laczy), oraz miske z woda, ktora ma poblogoslawic podrozny, sluzy ona potem do leczenia. Tak jak i u nas wigilia jest dniem postnym. W tym dniu odwiedza sie groby zmarlych i zostawia na nich galazki wiecznie zielonych roslin. Dzieciom przypomina sie, ze na kazdej galazce ostrokrzewu siedzi aniolek a modliwtwy w tym dniu zostaja wysluchane. Jesli ktos umrze 24 grudnia, to idzie prosto do nieba.
   W Boze Narodzenie wszyscy udaja sie do kosciola. Nie odwiedza sie w tym dniu znajomych. Czas ten jest przeznaczony tylko dla rodziny. Uroczysty posilek zaczyna sie po poludniu. Przed obiadem wypija sie trzy lyki slonej wody a po posilku caly dom zbiera sie do wspolnego koledowania. 
W Irlandii tez chodza kolednicy. W wielu miastach odbywaja sie mecze hurlingu - narodowy sport Irlandczykow, ktore rozpoczynaja sie przed kosciolem. 
http://ptaki.info/strzyzyk
   Drugi dzien swiat jest "dniem polowania na strzyzyki"   , bo to wlasnie ten maly ptaszek zdradzil kryjowke swietego Stefana ( w Polsce Szczepana), ktory zostal pojmany i stracony. Dzieci w tym dniu szukaja gniazd ptasich, a potem z nimi chodza po domach i zbieraja pieniadze. Zgodnie z tradycja musza je wydac w tym dniu. Drugiego dnia swiat obdarowuje sie wszystkich tych z ktorych uslug sie korzysta. A wszystko cichnie w dniu Trzech Kroli.

No tak, swieta, swieta i po swietach...na ile to bylo Boze Narodzenie a ile tylko tradycja........hmmmm

poniedziałek, 24 grudnia 2012



Z okazji zblizajacych sie swiat Bozego Narodzenia
zycze:
Celebracji kazdej chwili
Wielu glebokich i radosnych przezyc
Wewnetrznego spokoju
I tej radosci co ze srodka plynie
Zwolnienia tempa
Duzego dystansu do siebie i swiata
Chwil w rodzinnym gronie
Przyjaciol w poblizu
Marzen, ktore sie spelniaja
I nadziei ....






sobota, 15 grudnia 2012

Ja piernicze te pierniczki

   

   Sa ludzie, ktorzy uwielbiaja piec ciasta, dla ktorych to hobby, pasja, oni uwielbiaja pieczenie a tydzien bez domowego ciasta, to tydzien dla nich stracony. Niestety ja do takich nie naleze. Pieczenie dla mnie to wyzwanie, przygoda z wielka niewiadoma, czasem nawet kara. Naleze do tej grupy osob, dla ktorych przepis jest tylko wskazowka, ktorzy najzwyczajniej w swiecie nie potrafia sie trzymac tego co napisane. Zawsze jest "PI razy drzwi" a co za tym idzie nigdy nie wiadomo jaki bedzie efekt koncowy. I tak jak przy innych przepisach nie jest to jakos problemem, tak przy pieczeniu ciasta potrafi i to dosyc znaczacym..... hmmmm zakalec, to tez ciasto tylko inaczej:)
I tym razem tradycji stala sie zadosc. Pierniczki mi urosly  i przerosly moje oczekiwania a co za tym idzie stracily ksztalt. Choinka gesta pogubia sie w tej gestwinie. O jedzeniu pierniczkow teraz nie ma mowy....no, tak mi sie wydawalo, ale to, ze mozna na nich zeby polamac nie przeszkodzilo mojej rodzince je palanszowac Wazne, ze slodkie. Udalo mi sie troszke zachomikowac i schowalam w puszce, az do czasu, kiedy beda mieciutkie jak obiecywal przepis, badz do momentu, kiedy nie uslysze "masz cos slodkiego?"
Tak, pieczenie ciast, ciasteczek a nawet prostych pierniczkow nie nalezy do kanonu moich umiejetnosci.
Wylalam wszystkie swoje zale  kolezance, bo sama nie wiedzialam co tym razem schrzanilam. Wedlug mnie bylo wszystko jak w przepisie i tylko one nieprzepisowo urosly. Na co uslyszalam, ze pewnie uzylam irlandzkiej maki, ktora jest z proszkiem do pieczenia. Bingo!!! I tak poznalam przyczyne mojej kleski, ale nie przyszlo mi do glowy, ze oni tak sobie ulatwiaja zycie i sypia proszek do pieczenia wprost do maki. Ale ja czytam sklady tego co kupuje, czytam ile jest masla w masle, skad sa jablka i co wcisneli do puszki z pomidorami, a tym razem nie przeczytalam ile jest maki w mace. Co wiecej zawsze kupowalam czerwone opakowanie maki, bo bylo napisane, ze jest do wszystkiego a ten jeden raz kupilam niebieska, bo byla do pieczenia.
Stalo sie, na wiecej nie mam juz sily i checi.
Na szczescie mam krotka pamiec.
Za jakis czas znow pelna wiary w swoje umiejetnosci siegne po jakis przepis, by upewnic sie, ze...... jednak nic sie nie zmienilo:)

poniedziałek, 10 grudnia 2012

"Tydzien dzieci mial siedmioro...."

     


   Wlasciwie nie wiem, czy powinno sie pisac o tym co bylo, bo przeciez bylo minelo nie ma co wracac, ale zeszly tydzien byl  dlugi i intensywny. Poniedzialek - angielski, glowa paruje z wysilku. Sroda- urodziny kolezanki Poli, litwinki, czyli dla mnie kolejne zmagania jezykowe. Pola byla jedyna Polka, ale mama Gaile prosila dzieci, by mowily do siebie po angielsku. Moje dziecko bawilo sie wysmienicie. Dzien pozniej spotkanie w szkole. Trudno to nazwac zebraniem, bo to jeden na jeden, nie ma tutaj zebran calej klasy. Takie spotkanie z wychowawca i nauczycielem dodatkowych zajec jest tylko raz w roku i tym razem na spotkanie z pania od dodatkowego angielskiego poszlam sama, bez tlumacza. W koncu kto jak kto, ale ona jest przyzwyczajona do pracy z obcokrajowcami. Mowila wolno i wyraznie a do tego jeszcze pokazywala, zatem mozna powiedziec, ze spotkanie zaliczylam na plus. Wieczorem za to Mikolaj, tego nie musze komentowac:). W czwartek mialysmy tez umowione badanie sluchu, ktore trzeba bylo odwolac, bo Pola znowu zasmarkana. To juz byloby trzecie, dwa razy nie zaliczyla wlasnie (mam taka nadzieje) z powodu kataru. W piatek moj komputer odmowil posluszenstwa, tzn monitor a nie komputer. Zakup nowego monitora do laptopa nijak sie nie kalkulowal i trzeba bylo kupic caly laptop.....niestety ten nie posiada polskich znakow. Do tego przez caly tydzien moj maz wracal do domu po godznie 20 po to tylko, zeby w piatek wrocic o 11 i stracic wiekszosc nadgodzin. Nadgodziny licza sie po 39 godzinach a co zatem idzie mozna sie zajechac przez 4 dni z nadzieja na wieksza wyplate po to tylko by rozczarowac sie na koniec tygodnia. Bywa tez tak, ze tych 39 godzin sie nie wyrabia i wtedy jest placone tylko za tyle ile sie zrobilo. To sie nazywa praca po irlandzku.
Juz za dwa tygodnie swieta, to juz trzecie w Irlandii.


piątek, 7 grudnia 2012

Kindle Touch 3g

http://www.amazon.com
   

  No i się Mikołaj postarał. Ba nawet wyprzedził sam siebie, bo od kilku dni cieszę się moim maleńkim Kindle. Właśnie ten czytnik sobie wymarzyłam na prezent. Jako mol książkowy z ograniczona możliwością dostępu do książek czułam się jak na głodzie, bądź tez odwyku od nałogu a przecież nie każdy nałóg trzeba leczyć. W każdym bądź razie odkąd ktoś mi napisała, że czytnik, to całkiem coś innego niż komputer i  jakiekolwiek inne urządzenie umożliwiające czytanie, zachorowałam na swój własny "muszę mieć". A skoro muszę to i mam:) I jak tu nie wierzyć w Mikołaja???
To niesamowite, ze takie małe urządzonko mieści w sobie aż tyle. Do tego oczy się nie meczą, bo ekran jest nie podświetlany, czyta się jak gazetę. Pomimo, ze menu jest po angielsku, jest ono tak proste, ze nawet mi udało się je ogarnąć. Łatwy dostęp do własnych skarbów, możliwość zakreślania co ciekawszych fragmentów, zakładki i wszystkie książki pod ręką, do tego wygoda przy czytaniu nie za may nie za duzy, leciutki, zgrabniutki. Tak wiem, z klasyczną książka nie ma co go porównywać, brakuje jednak dotyku i zapachu papieru a nawet tego, ze każda książka wizualnie jest inna. Właściwie, to jedyne wady, ale to moja subiektywna ocena, bo jestem mocno zauroczona tym cudaczkiem. Książką nie jest, ale sprawdza się jako substytut.
Jest dostęp do internetu, można coś przeczytać, kupić książkę, ale filmiku już nie oglądniesz...........i całe szczęście. Tak jak mój syn szybko zaciekawił się nowym gadżetem, tak szybciutko mi go oddał:). Kindle jest tylko mój i nie muszę się z nikim nim dzielić. Ot taki kobiecy egoizm:)
A i nie czytam już przy jedzeniu z obawy o wyświetlacz.
Dziękuję Ci Mikołaju :)