Międzynarodowy Dzień Kobiet w Polsce a Dzień Matki w Irlandii,różnica dwóch dni.
Co by nie było wątpliwości, czy obchodzę jakiekolwiek święto zrobiłam sobie sama prezent. Feministyczna część mnie jakoś nie buntuje się przeciwko kwiatkowi na 8 marca, a matczyne serce raduje sie na Dzień Matki. Właściwie, to każdego dnia byłabym rada dostawać kwiatki (chyba). A jest jak jest.
- Kochanie dawno nie dostałam żadnego kwiatka.
- No widzisz, właśnie miałem Ci kupić a teraz wyjdzie, że robię to pod presją i znowu muszę odczekać, by była niespodzianka.
Ale ja nie lubię niespodzianek za to lubię prezenty, te które sobie wymarzę. No to zrobiłam sobie prezent i to taki z retrospekcją.
Każdy jakieś ma słabości a moją jeszcze do niedawna były zapachy. Tydzień bez nowego flakonika, to tydzień stracony i wcale nie chodziło o kupowanie w sklepie, bo równie dobrze mogły być, to zapachy z wymiany, czyli nie nowe. Nie jestem typem zbieracza a co za tym idzie liczba powyżej 20 jest dla mnie przytłaczająca i do tego wprowadza mnie w poczucie winy. W Irlandii, to się zmieniło. Nagle okazało się, ze niewiele mi się podoba i kupując zapach kupuję ten, który właśnie mi się skończył. Nie wiem z czego to wynika. Już nie szukam, nie eksperymentuję, cieszę się, że mam swoje must have.
Tak naprawdę, to początki oparte były o dezodoranty, potem pojawiły się zapachy z Coty, no i nadszedł dzień kiedy kupiłam sobie Palome Picasso.Może i tylko dezodorant, ale za to za zawrotną wówczas sumę 60 zł, co jak na dezodorant, to i dziś jest dużo.
Była to Paloma Picasso.
I dziś właśnie sprawiłam sobie prezent w postaci flakoniku wody perfumowanej właśnie Paloma Picasso. Po 20 latach pamiętałam jak pachnie i nie wiem na prawdę dlaczego wtedy wybrałam właśnie ten zapach. Nie ma tu żadnej słodyczy tak powszechnej w dzisiejszych zapachach, gdzie przyświeca idea: ma być 100% cukru w cukrze do tego jakieś kwiatki, jakieś owocki i jest hit. A ja nie lubię kwiatków, ani owocków i cukru tez już nie. Paloma Picasso, to dzieło skończone, wszystko jest na swoim miejscu, żadnego fałszu, żadnego udawania, czy też nut zbędnych. Czysta alchemia.
Z pewną obawą oczekiwałam reakcji męża a usłyszałam"Troszeczkę babcine, ale chyba takie miały być, tak? Ładne".
Dokładnie tak, takie są szypry i do nich mi jakoś po drodze choć jeszcze do starszej pani mi daleko. Dobrze, że de gustibus non est disputandum.
Tak, to był udany dzień cokolwiek bym nie świętowała:)
No właśnie ostatnio myślałam, że porzuciłaś już detektywistyczne tropienie zapachów i innych makijażowych nowości, a wtedy kogo pytać? Pzdr Marzena
OdpowiedzUsuń