piątek, 26 października 2012

"Ludzie mówią, że życie to jest to, ale ja wolę sobie poczytać" Cycero

  
 Tak sobie narzekałam i narzekałam, że nie mam już co czytać, to się zawzięłam, poszukałam w necie i oto stoi przede mną stosik książek może i nie nowych, ale za to mam nadzieję ciekawych (wybór był niewielki). Lektury z gatunku lekkie, łatwe i przyjemne, babskie czytadła Grocholi i Szwaji, gdzie tej pierwszej daję szansę, bo nigdy mnie do jej książek nie ciągnęło, ale filmy na podstawie tychże książek a owszem lubię. Za to drugą kocham za poczucie humoru. Jest też i coś cięższego William P. Young i Pearl S. Buck a także "Plastusiowy pamiętnik" w którym moja córcia zakochała się od pierwszego słowa. Wprawdzie miała nadzieję, że to książka do nauki czytania, ale ja nie bardzo chcę wprowadzać jej czytanie po polsku przed tym nim nauczy się czytać po angielsku. Mam jeszcze schowaną"Akademię Pana Kleksa", jednak tę książkę trzymam na jej urodziny. I jeszcze w kuchni zadomowił się Jamie Olivier mój guru sztuki kulinarnej....niestety lubię go tylko oglądać a niekoniecznie gotować wg jego przepisów, kuchnia angielska nie należy do moich ulubionych. Zatem czytania mam na jaki miesiąc z hakiem:)
   A co w tym wszystkim robi krasnoludek uważany przez większość za kicz nad kicze?
Ano zrealizowałam kiedyś swoje marzenie z dzieciństwa, bo marzenia przecież się spełniają:)
Dawno, dawno temu, jak miałam jakie 5-6 lat byłam na odpuście wiejskim, dużo straganów z dewocjonaliami, jakimiś zabawkami i słodyczami a wśród tego stał sobie właśnie gipsowy krasnoludek. Jak go zobaczyła, to go chciałam mieć, niestety nie był do kupienia, zresztą kto by zrozumiał moją miłość do krasnoludka. Potem już na każdego napotkanego gipsowego krasnoludka patrzyłam z sentymentem. Aż do momentu, kiedy to pojechaliśmy tutaj do centrum ogrodniczego i moja córcia tez zapragnęła mieć takiego krasnoludka a co jaka matka taka córka. I od tamtej pory krasnoludek stoi nie w ogrodzi, czy na balkonie, ale w naszym salonie ( mam nadzieję, że obrońcy praw krasnoludków nie wezmą tego jako gwałt na wolność jednostki). Na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, ze od zawsze lubiłam wszelkiego rodzaju rzeźby. Już jako maluch chodziłam do kościoła, bo tam tyle tego było, że aż dech zapierało, a ja siedziałam i marzyłam o tym jak to się bawię małymi aniołkami, jak przestawiam te duże postacie świętych, msza mijała szybciej niżbym chciała. Za to w wieku szkolnym zakradałam się do muzealnego ogrodu zamkniętego dla zwiedzających, bo tam takich rzeźb, tylko uszkodzonych, było pełno. 
No cóż każdy jakieś skrzywienie ma:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz