Nie jestprawdą, że mężczyźni, są lepszymi kucharzami od kobiet. Musiał to wymyślić jakiś producent programów kucharskich. Kiedyś sprawdzała się kobieta w roli prowadzącej takowy program, ale przyszedł czas, że i my przyznałyśmy się do tego iż lubimy patrzeć na pleć przeciwną. W tym momencie, by oglądalność wzrosła na ekranie pojawili się kucharze. Tak oto narodził się mit o mężczyźnie, który lepiej gotuje niż kobieta. A ja jak żyję jeszcze takowego nie poznałam, który by lepiej ode mnie gotował:) a ja gotuje przeciętnie. Raczej bez wyobraźni choć z wyobraźni, bo trzymanie się przepisów nie jest moją mocną stroną. Jeśli chodzi o programy kulinarne, to preferuję, te prowadzone właśnie przez mężczyzn, bo która kobieta nie chciałaby mieć takiego sympatycznego faceta w kuchni.....hmmmm
PSM - bez kija nie podchodź macierzyństwo - pokochać permanentny stan zmęczenia jak swoje dziecko, menopauzę - odpowiednia dawka hormonów, andropauzę - wystarczy nowe hobby, np nowy sportowy wóz z 20-latką w środku, dojrzewanie .......no właśnie a co na na okres dojrzewania niekoniecznie swój....chyba tylko środki uspokajające dla rodziców:)
A środa, to wcale nie jest mała sobota, tylko dzień kryzysowy, gdy nie pamięta się już o minionym weekendzie i jeszcze się nie czuje tego co nadchodzi :(
Nie lubię pisać recenzji, ale skoro autorka mnie poprosiła to i tu ją wkleję, bo książka warta by po nią sięgnąć. Nic w niej nie było oczywiste. Podoba mi się forma książki osobne historie ludzi niby ze sobą niezwiązanych a wiadomo,
ze gdzieś na końcu połączonych, przeplatane kartkami z książki pisanej przez
główną bohaterkę. Właściwie dobre portrety bohaterów sprawiają,
ze ma się wrażenie bycia pomiędzy nimi. Bardzo wnikliwie ukazane tzw. pranie mózgu
jakie ludzie serwują swoim bliskim, cały ten mechanizm uzależnienia i strachu.
Nie pamiętam powieści, która tak obrazowo pokazała te schematy. Może nie pamiętam,
bo dużo czytam a może dlatego, że do tej pory żadna z książek nie zwróciła
mojej uwagi w tę stronę. Kolejną rzeczą są, nazwijmy to rękopisami Joanny. Nie wiem, czy chciałabym przeczytać
książkę Joanny, ale retrospekcja w tej formie jest, rzekłabym genialna. Momentami czekałam
właśnie na kartki z tej jeszcze nie wydanej książki i nawet nie przeszkadzało
mi, ze nie tworzą jakiegoś ciągu. Wręcz przeciwnie, taka forma była jeszcze
bardziej wciągająca. Był początek, ale i
był otwarty koniec każdej historii. To taki sposób pisania, który daje pole do
popisu wyobraźni czytelnika. Nie ma oczywistości, ale jest wyobraźnia już
ukierunkowana przez autora. To tak jakby puścić samochodzik i patrzyć w którą stronę
pojedzie. Daje się coś czytelnikowi, ale nie wiadomo, co się urodzi w jego
wyobraźni. Jest tu miejsce dla autora, ale i dla czytelnika. No i to zakończenie.
Zakończenie było dla mnie naprawdę zaskakujące. Troszkę do życzenia miała sama stylistyka, ale....
Tak, ta książka zrobiła na mnie wrażenie, zaskoczyła, wciągnęła i jeszcze na długo pozostała w mojej głowie. Pewni,e gdybym miała kierować się opisem, czy okładką, to po nią bym nawet nie sięgnęła, ale..... przeczytałam i wiem, że dla takich właśnie książek warto było się nauczyć czytać:)
Książka, niestety, wydana tylko w formie e-booka.
Czytanie jest niebezpieczne, bo osłabia. Uczy wrażliwości – więc osłabia. Uczy skłonności do rozmyślań – więc
osłabia. Uczy długiego skupienia – więc osłabia. Uczy dzielenia włosa na
czworo – więc osłabia. Uczy przyjemności nieruchomego siedzenia w
fotelu – więc osłabia. Uczy radości z samotnego dumania w ciszy – więc
osłabia. Czytanie oducza twardości, bez której ludzki gatunek nie
poradziłby sobie na Ziemi. I większość przedstawicieli ludzkiego gatunku
dobrze o tym wie, dlatego nie czyta nic albo prawie nic.
Stefan Chwin, Dziennik dla dorosłych, Wydawnictwo TYTUŁ, s. 402.
Mój mąż wraca o 1 w nocy z turnieju tenisowego debla a ja na to: - Martwiłam się. - Ale co mogło mi się stać? - Nie wiem, ale się martwiłam. - To co miałem zrobić,zaczęliśmy dopiero o 22:30. - Przegrać. - No to przegraliśmy. - Trzeba było szybciej. - Przegrywać tez trzeba umieć. :)
Margit Sandemo Saga o ludziach lodu 12. Gorączka 7/10 13. Slady szatana 7/10 14. Ostatni rycerz 6/10
Ulatowska Maria Sosnowe dziedzictwo 7/10 Pensjonat sosnówka 7/10
Ćwiek Jakub Liżąc ostrze 10/10
Cecylia Ahern P.S. Kocham Cię 7/10
Murakami Haruki 1Q84 T. 1,2 8/10
Ewa Ostrowska Ja, pani woźna 8/10
Jodi Picoult Bez mojej zgody 8/10 Lipiec
Margarit Sandemo Saga o Ludziach Lodu 15. Wiatr ze wschodu 6/10 16. Kwiat wysielcow 6/10
Kathryn Stockett Slużące 9/10
Hanka Lemanska Chichot losu 4/10
Tanya Valko Arabska żona 8/10
Ken Follet Filary ziemi 10/10 Sierpień Doncowa Dominika Śpij kochanie 8/10 Zona mojego męża 9/10 Gortner Christopher w. Wyznania Katarzyny Medycejskiej 9/10 Sekrety Tudorów 10/10 Valko Tanya Arabska córka 6/10 Frank McCourt Prochy Angeli 10/10
Niestety w Irlandii ciągle jesień, może już nie ta późna, zimna, smuta,nieprzyjemna ale nadal dżdżysta, wietrzna. Nikt nie mówił, że nie będzie wiosny a przecież wiosna, to najcieplejsza pora roku. Aż się boję jakie będzie lato. Nie ma wiosny a ja odczuwam przewlekłe przesilenie wiosenne....no nic się najzwyczajniej nie chce. W przerwach między czytaniem opiekuję się dziećmi, co wcale już nie jest tak absorbujące, gotuję, bo nawet już to lubię, sprzątam, bo bałagan mnie wkurza i czekam na moment, by wrócić do lektury. Pola ostatnim czasy "odziedziczyła" po mnie mój stary aparat telefoniczny. Całkiem wygodna opcja, nie muszę już jej szukać po osiedlu a wystarczy, że zadzwonię. W zimie wyznacznikiem powrotów do domy były zapalające się latarnie ale teraz trudno by było się tym kierować, bo 22, to stanowczo czas już na spanie a nie na powrót do domu. Oczywiście dając siedmiolatce telefon miałam na uwadze, że prędzej czy później go zgubi. No i stało się to któregoś dnia. Wpadała na chwilę po rolki i wychodząc zorientowała się, że nie ma telefonu. Zadzwoniłam ze swojego aparatu, ale włączyła się poczta głosowa. To mówię jej, że już po telefonie, bo pewnie ktoś znalazł i wyłączył. Ale ona twardo poszła na podwórko szukać. Po jakimś czasie przyszła z panem z ochrony (osiedle jest pod nadzorem) no i pan pyta, czy znamy numer tego telefonu. Oczywiście podaliśmy. Powiedziała, że jak się znajdzie, to da znać. Jeszcze dobrze nie wyszli z budynku a ja w tym czasie wzięłam ulubionego misia mojej córki z fotela i chciałam zanieść do jej pokoju i jakież było zdziwienie, gdy okazało się, że na fotelu poza misiem leży sobie rozładowany telefon. Wieczorem pytam Poli, co to było z tym ochroniarzem, a ona mi na to, że poszła powiedzieć mu, iż zgubiła telefon(ja bym na to nie wpadła) a on jej na to, żeby się nie martwiła, że znajdzie się. Fakt faktem, ze w Irlandii przedmioty często wracają do swoich właścicieli. Mojemu mężowi już nie raz zdarzyło się zostawić gdzieś telefon a ten wracał do niego jak bumerang. I tak prawdę mówiąc zaskoczyła mnie ta sytuacja, że dorosły człowiek potraktował poważnie siedmiolatkę. A przecież, to wina rodziców, bo po co dają dziecku telefon. Tak, dzieci są tu traktowane poważnie nawet wtedy, gdy sytuacja wydaje się mało poważna. Misiu łapką telefon zasłonił a diabeł wiosnę ogonem przykrył.
Zbliża się największe irlandzkie swieto Dzień Św Patryka i pomimo chłodu za oknem Irladnia zrobiła się zielona. Ulice, puby, okna w domach przystrojone na zielono, ludzie zreszta też. Św. Patryk urodził się pod
koniec IVw. Były to niespokojne czasy. Wtedy to wojowniczy Irlandczycy
często napadali na sąsiadów. Patryk, jako
młody chłopiec został porwany przez irlandzkich najeźdźców. Został ich
niewolnikiem i jako niewolnik przez kilka lat pasł owce i bydło na
irlandzkich zielonych pastwiskach ucząc się tamtejszego
języka i
obyczajów.
Legenda głosi, że Bóg bardzo umiłował sobie Patryka, więc w czasie snu
kazał mu udać się na wybrzeże, gdzie miała na niego czekać łódź. Patryk udał się nad brzeg morza a tam łódz zabrała go do
Galii, czyli dzisiejszej Francji, gdzie poszedł na studia,przyjął świecenia i został biskupem. Bóg
jednak miał swój plan, nakazał Patrykowi wrócić do Irlandii i
pokazać Irlandczykom drogę do Boga. Patryk potrafił umiejętnie
wykorzystać swoją znajomość języka i
miejscowych obyczajów
Nie zwalczał za wszelką cenę tamtejszej tradycji, ale wplatał je w
religijne praktyki. Stąd choćby krzyż celtycki. To święty Patryk
umieścił na krzyżu słońce.
Z Patrykiem związanych jest wiele legend między innymi ta mówiąca o tym, iż wygnał z
Irlandii wszystkie węże, symbol zła w tradycji kościoła katolickiego. Kolor zielony, to symbol odradzającego się życia, symbol wiosny. Legenda mówi, ze w takim kolorze chodziły wróżki, by pomóc nadchodzącej wiośnie. Z czasem ludzie zaczęli chodzić w zielonym kolorze do tego zakładają olbrzymi kapelusz będący symbolem obfitości. Nadchodząca wiosna ma być inspiracją dla nowych pomysłów.
A jak Irlandczycy świętują w tym dniu? Jest to dzień wolny od pracy. Parady, festyny, koncert, irlandzka muzyka, jedzenie, piwo, wszystko, to składa się właśnie na świętowanie dnia patrona. Tradycją jest, że tego dnia należy wypić szklankę whisky zwaną "dzbanem Patryka". Patryk nastraszył szynkarkę, iż pojawią się w jej karczmie
potwory jeśli nadal będzie oszukiwała na ilości trunku. Kobieta tak się
wystraszyła, że od tego czasu solidnie napełniała szklanice. Aż trudno uwierzyć, ze do 1970 roku w tym dniu wszystkie irlandzkie puby były pozamykane a tradycja samej parady wywodzi się ze Stanów Zjednoczonych, gdzie 17 marca 1762 roku irlandzcy żołnierze służący w armii angielskiej przemaszerowali przez Nowy York. W tym dniu obowiązuje hasło:
"Wszyscy chcą być Irlandczykami" a co za tym idzie świętują także inne narodowości.
Międzynarodowy Dzień Kobiet w Polsce a Dzień Matki w Irlandii,różnica dwóch dni. Co by nie było wątpliwości, czy obchodzę jakiekolwiek święto zrobiłam sobie sama prezent. Feministyczna część mnie jakoś nie buntuje się przeciwko kwiatkowi na 8 marca, a matczyne serce raduje sie na Dzień Matki. Właściwie, to każdego dnia byłabym rada dostawać kwiatki (chyba). A jest jak jest. - Kochanie dawno nie dostałam żadnego kwiatka. - No widzisz, właśnie miałem Ci kupić a teraz wyjdzie, że robię to pod presją i znowu muszę odczekać, by była niespodzianka. Ale ja nie lubię niespodzianek za to lubię prezenty, te które sobie wymarzę. No to zrobiłam sobie prezent i to taki z retrospekcją. Każdy jakieś ma słabości a moją jeszcze do niedawna były zapachy. Tydzień bez nowego flakonika, to tydzień stracony i wcale nie chodziło o kupowanie w sklepie, bo równie dobrze mogły być, to zapachy z wymiany, czyli nie nowe. Nie jestem typem zbieracza a co za tym idzie liczba powyżej 20 jest dla mnie przytłaczająca i do tego wprowadza mnie w poczucie winy. W Irlandii, to się zmieniło. Nagle okazało się, ze niewiele mi się podoba i kupując zapach kupuję ten, który właśnie mi się skończył. Nie wiem z czego to wynika. Już nie szukam, nie eksperymentuję, cieszę się, że mam swoje must have. Tak naprawdę, to początki oparte były o dezodoranty, potem pojawiły się zapachy z Coty, no i nadszedł dzień kiedy kupiłam sobie Palome Picasso.Może i tylko dezodorant, ale za to za zawrotną wówczas sumę 60 zł, co jak na dezodorant, to i dziś jest dużo. Była to Paloma Picasso. I dziś właśnie sprawiłam sobie prezent w postaci flakoniku wody perfumowanej właśnie Paloma Picasso. Po 20 latach pamiętałam jak pachnie i nie wiem na prawdę dlaczego wtedy wybrałam właśnie ten zapach. Nie ma tu żadnej słodyczy tak powszechnej w dzisiejszych zapachach, gdzie przyświeca idea: ma być 100% cukru w cukrze do tego jakieś kwiatki, jakieś owocki i jest hit. A ja nie lubię kwiatków, ani owocków i cukru tez już nie. Paloma Picasso, to dzieło skończone, wszystko jest na swoim miejscu, żadnego fałszu, żadnego udawania, czy też nut zbędnych. Czysta alchemia. Z pewną obawą oczekiwałam reakcji męża a usłyszałam"Troszeczkę babcine, ale chyba takie miały być, tak? Ładne". Dokładnie tak, takie są szypry i do nich mi jakoś po drodze choć jeszcze do starszej pani mi daleko. Dobrze, że de gustibus non est disputandum. Tak, to był udany dzień cokolwiek bym nie świętowała:)
Słaby wynik i słaby był mecz, ale... Wyjazd na mecz zaplanowaliśmy już miesiąc wcześniej a co za tym idzie w naszym domu regularnie każdego ranka rozbrzmiewało "ile jeszcze dni do meczu?". Tak, wyjazd na mecz, to nie codzienność. W prawdzie Igor już od 2 roku życia chodzi na mecze, byli nawet w Rumuni(chyba w 2007), nawet Pola miała już swój pierwszy mecz za sobą. Zawsze jednak były to mecze ligowe a nie reprezentacji polski. A co dopiero mówić o meczu reprezentacji kraju z którego się pochodzi z reprezentacją kraju w którym się żyje. Tyle,że piłka nożna nie robi na mnie wrażenia. Na mecze nie chodziłam, nawet nie oglądałam zbytnio, wole tenisa ziemnego. Zatem dlaczego pojechałam? Bo chciałam, żeby Darek z Igorem dobrze się bawili a obecność Poli tego nie gwarantowała. Nikt nie mógł przewidzieć w której minucie meczu zacznie się nudzić. Koniec końców na mecz pojechałam sama z dzieciakami a mój mąż zaległ przed telewizorem w objęciach grypy. On chciał jechać nie pojechał ja nie chciałam pojechałam, ale co miałam powiedzie dzieciom "sorry kochane, nigdzie nie jedziemy". Jechaliśmy autobusem zorganizowanym przez kolegów z pracy mojego męża, część osób znałam, część nawet nie chciałam poznać, ale już w autobusie zaległa się we mnie myśl, "co ja tutaj robię?"Całe szczęście, że Pola nie była jedynym dzieckiem. Dojechaliśmy a na miejscu tłumy ludzi...hmmm właściwie sami Polacy. Można by rzec, że ilość Polaków w stosunku do Irlandczyków była wprost proporcjonalna do ilości Polaków i Irlandczyków w naszym autobusie, czyli tak 4/1. A mnie uczepiła się piosenka "czy my jesteśmy tu za karę..." Nie lubię imprez masowych, nie lubię tłumu ludzi depczącego sobie po pietach a tu jeszcze musiałam pilnować dzieci i siebie by się nie zagubić. Jak na złość wszyscy byli biało-czerwoni:) A na stadionie było już dobrze. Olbrzym robi wrażenie, wrażenie tak duże, że dopiero w 74 minucie usłyszałam" mamo kiedy koniec?" Niestety mecz nie zrobił na mnie ani chyba na nikim z rodaków takiego wrażenia. Brakował mi komentatora, który jakoś by urozmaicił dla mnie tę bieganinę. Ludzie kibicowali, ale jakoś tak, ze mnie nie porwało, strażacy biegali z wiaderkami i gasili race, które tutaj zabronione są nie tylko na stadionie, no i piłkarze też biegali, ale tak....po wyniku widać jak. W drodze do domu pomyślałam sobie, ze to właściwy kierunek jazdy. Za to mój mąż stwierdził, że teraz już sobie przypominał dlaczego nie lubi oglądać meczy reprezentacji. Rano obudziłam sie z bólem głowy i nie był to kac, mam nadzieje, ze to też nie jest grypa. Teraz trzeba pomyśleć o tłustym czwartku, co by tu zrobić, by wyszło słodko i bezstresowo, bo pieczenie stresogenne bywa i już. A w Irlandii nie ma tłustego czwartku, tylko jest we wtorek dzień naleśnika Pancake Teusday. Oooo naleśniki, to ja umiem robić....no tak ale dzisiaj jest czwartek, tłusty czwartek. Kilka godzin później.... No i mamy tłusty czwartek:)
Malgorzata Gutowska-Adamczyk: 1. Cukiernia Pod Amorem - Zajezierscy 7/10 2. Cukiernia Pod Amorem - Cieslakowie 7/10 3. Cukiernia Pod Amorem - Hryciowie 7/10
Maria Nurowska Drzwi do piekla 9/10
Czytam: Jacek Hugo-Bader Dzienniki Kolymskie 8/10 Malgorzata Kalicinska Lilka 7/10
Podczytuje: 1. Anne Applebaum Gulag 2. Jerzy Stuhr Tak sobie mysle...
Probowalam, ale nie wyszlo: James E.L. Piecdziesiat twarzy Greya Niestety mialam wrazenie, ze czytam wypracowanie licealisty, dotarlam do 130 strony i dalam sobie spokoj. Jest tyle ciekawych ksiazek, szkoda czasu na te ktore mnie nie intereusja.
Ogladam telewizje i nie moge sie nadziwic jak to ludzie ludziom przeszkadzaja. Nikt juz nie pamieta hasla zyj i daj zyc innym. Oczywiscie chodzi mi o to wszystko, co sie dzieje w okol ustawy o zwiazkach partnerskich. Ile zacietrzewienia, ile zlosci a wrecz nienawisci. Nie ma merytorycznej dyskusji a jedynie przedstawianie wlasnego swiatopogladu. Podkreslam "wlasnego" a mnie nie obchodzi jak poglad ma jakis tam posel, czy poslanka tak jak nie interesuje mnie kto z kim mieszka, sypia, spotyka sie. Kazdy chce byc partnerem do rozmowy, ale juz partner w wymiarze uczuciowy, to cos be. Jest para, nie decyduje sie na slub chociaz moglaby sformalizowac swoj zwiazek, ale nie chca. Ich decycja, szanujmy to. Nie wystarcza nam , ze musimy miec swoj numer referencyjny, konto w banku, prace itd. Malzenstwo tez ma byc z musu, a moze potem i dzieci, bo wszyscy naciskaja, ze trzeba, ze inaczej jest bezproduktywnie.Pije, bije, ale jest. Jest pan maz i to najwazniejsze. Wiecej praw ma oprawca niz ofiara. Wiecej przywilejow tam gdzie dokument niz tam gdzie milosc i chec tworzenia. Dlaczego ciagle ktos probuje ukladac komus zycie. Zastanawia mnie dlaczego kobieta mieszkajaca w konkubinacie dla pomocy
spolecznej jest w zwiazku a dla wszelkich innych instytucji juz nie. Jak jest w Irlandii? Zwiazki partnerskie osob tej samej plci sa tu formalnie uznane, ale osoby pozostajace w nieformalnym zwiazku maja tez swoje prawa. Nie ma problemu w szpitalu, urzedzie, wsrod sasiadow! I wcale nie jest to temat zastepczy. Ktos madry powiedzial, ze jeszcze nie tak dawno tylko bialy kolor skory gwarantowal przynaleznosc do Homo Sapiens, ba co tu daleko szukac kobieta nie miala zadnych praw a jej rola bylo pranie, gotowanie, sprzatanie i rodzenie dzieci....bron boze myslenie. Kolor skory nie jest wyznacznikiem niczego, tak jak i plec i jeszcze wiele innych czynnikow, bo kto dal na prawo do ciaglego oceniania wszystkiego i wszystkich. Swiat sie nie skonczy, gdy dwie osoby tej samej plci beda zyly w formalnym zwiazku. Predzej sami sie pozabijamy. Ale to tylko moje zdanie i nikt NIE MUSI sie z nim zgadzac. Jakos mna tak tapnely te wszystkie wypowiedzi w TV. Jakby im dac kamienie, to by rzucali.....niestety
Pada snieg.... to pierwszy snieg w tym roku. Niestety tylko pada i na tym jego zywot sie konczy. Na ziemi nie ma slicznego bialego puchu, nie ma nawet posniegowej brei, ale za to sa kaluze, czyli szara codzinennosc. Ale ten snieg padajacy wnosi jednak cos nowego, bo snieg w Irlandii, to swieto.....przynajmniej dla mojej corki " mamo przeciez mowilam, ze bedzie padal" - dziecieca wiara czyni cuda:). Ostatni prawdziwy snieg, czyli taki ktory padal i nawet lezal, byl trzy lata temu. Wtedy to Irlandie zasypalo i sparazlizowalo. Byla to zima stulecia, najstarsi Irlandczycy nie pamietali takich opadow. Nigdy bym nie pomyslala, ze 10 cm sniegu moze unieruchomic kraj a jednak. Zamknieto na tydzien szkoly, wiele ludzi nie docieralo do pracy, ruch na ulicach zamarl, a woda w rurach zamarzala, nawet temperatury spadaly do -10. W Polsce snieg i niskie temperatury, to w zimie codziennosc a tu jednak cos niespotykanego. Nie ma sniegu, to i nie ma plugow, nie ma tez zimowych opon, za to sa "papierowe", nieprzystosowane do minusowych temperatur domy, rury kanalizacyjne biegnace po zewnetrznych scianach domow i tuz przy powierzchnia ziemi ukryte. Nie bez przyczyny Irlandia jest nazywana zielona a nie biala wyspa. Zima w Irlandii, to.....dym z komina i ja to lubie.
A nim skonczylam pisac, po sniego zostalo juz tylko wspomnienie.
Dostalam e maila od przyjaciolki z Polski a w nim link do ich rodzinnego koledowania.
Nie wzruszyly mnie swieta, nie poruszyly mnie zyczenia, nie bylo tez nic, gdy rozmawialam przez telefon z bliskimi, ktorzy sa tak daleko, ale gdy uslyszlam znajome glosy, to pierwszy raz bedac poza ojczyzna stanely mi lzy w oczach.
Zatesknilam.
Tak, przyjaciol tych zostawionych w Polsce mi brakuje....i to bardzo. Czasem sama swiadomosc, ze gdzies tam jest kto,s kto pamieta, to jednak za malo.
Niestety podejmowane wybory, to nie tylko "plusy dodatnie, ale i plusy ujemne".
Po co zadreczac sie niespelnionymi obietnicami i to do tego zlozonymi samemu sobie. No niby "obietnica, to klamstwo na przyszlosc", tylko po co oklamywac samego siebie?
I tak...
Byc szczesliwym - ale ja juz jestem
Zyc pelnia zycia.....tylko co to znaczy? Pewnie dla kazdego cos innego.
Byc lepiej zorganizowana. A czy moze byc ktos lepiej zorganizowanym niz matka, zona i kochanka w jednym?
Nie uzalac sie nad soba....a jesli ja to lubie?
Nie odkladac wszystkiego na jutro ktore jakos nigdy nie moze nadejsc. A co ze zlota zasada, ze "to co masz zrobic dzis, zrob pojutrze, to bedziesz mial dwa dni wolnego"?
Nauczyc angielskiego. O gdyby to bylo takie proste, ja sie moge uczyc i uczyc, ale to jednak proces pewnie nigdy nie konczacy sie.
Nie brac wszystkiego do siebie i byc bardziej otwartym na ludzi i nowe znajomosci - to tez nie dla mnie, bo ja outsider jestem i niewiele mnie obchodzi, co kto o mnie mowi.
Czytac więcej książek - ups, rodzina by mnie z domu wypisala za takie postanowienie.
Zaczac cwiczyc, tylko ze za kazdym razem, gdy sobie postanawiam, np, ze bede 3x w tygodniu biegac, to momentalnie cos sie we mnie buntuje, ze ja nie musze i skutek jest odwrotny od zamierzonego.
Ograniczyc slodycze - to tak jakby ograniczyc przyjemnosci. Po co?
Schudnac - brak motywacji
Zaczac sie zdrowo odzywiac - a co to znaczy?
Rozwijać swoje pasje, hobby - tu jestem za, ale do tego nie potrzebuje nowego roku.
Zatem noworocznym postanowieniom mowimy stanowcze NIE!
Ale i tak ten rok bedzie lepszy niz poprzedni, choc 2012 byl dla mnie udany:)
.....Bysmy zawsze zeglowali w archipelagu pragnien....